> Strona główna > Czytelnia > Archiwum prasowe > Teksty współczesne


O fuksach, barwiarzach i filistrach - artykuł o Arkonii


“Niedziela“, Nr. 30/2001


Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - tak można streścić tu zasadę przyjaźni, do tego trzeba dorzucić pracę nad sobą oraz patriotyzm. Efekt to korporacja akademicka Arkonia, nie z powieści Dumasa, ale wyrosła przed ponad 120 laty w rdzennie polskim środowisku. Jak wygląda od środka korporacja, która wydała wielkich Polaków, korporacja nieco tajemnicza, wykluczająca koedukację?

Dwaj Arkoni - Andrzej Szeptycki i Wojciech Klata - stawiają się na umówione spotkanie w barwach, tzn. ubrani na galowo w kolorach Arkonii - granatowym, białym i zielonym. Na głowie czapka, zwana deklem, dekorowana paskami w trzech kolorach oraz siedmioramienna gwiazdą, przez prawe ramię przewieszona wstążka (tzw. banda) w takichże barwach, zaś w klapie wpięty cyrkiel - metalowy inicjał złożony z czterech liter: A (jak Arkonia), v (jak vivat), c (jak crescat) i f (jak floreat); niech Arkonia żyje, wzrasta i rozkwita. Strój zwracający uwagę wszystkich, dla niektórych nie mających znajomości rzeczy wyzywający. Andrzej i Wojtek ze śmiechem wspominają: zdarzało się, że Arkon musiał uciekać przed grupą skinów czy wracających z meczu szalikowców o antysemickich zapatrywaniach, którym nie spodobała się “żydowska“ czapka.

W trzech kolorach zaszyfrowana jest symbolika korporacji: granatowy symbolizuje wierność ideałom, biały - prawdę, zaś zielony - nadzieję. Wszystko wiąże się z zawołaniem Arkonii Prawdą a pracą, niezmiennym od 1879 r., a więc od początku jej istnienia. Historię korporacji każdy Arkon musi nie tylko znać na pamięć, ale także umieć się wykazać ową wiedzą przed gremium egzaminujacym.

Wichry wojen

W dawnej Politechnice Ryskiej, obecnym Uniwersytecie Łotewskim ponad 30% studentów stanowili Polacy. W 1879 r., aby uchronić się przed rusyfikacją i germanizacją, część z nich utworzyła korporacje akademicką Arkonia. Nazwa stowarzyszenia pochodziła od Arkony - północnego cypla wyspy Rugii, gdzie Słowianie do II połowy XII w. opierali się najazdom germańskim. Liczba członków Arkonii systematycznie wzrastała. Kiedy w 1900 r. osiągnęła niemalże 500, zakupiono na kwaterę dom.

Dalsze losy Arkonii kształtował okres wojen. Po wybuchu wojny rosyjsko-japońskiej w 1905 r. władze carskie zarządziły patriotyczną manifestację studentów Politechniki Ryskiej. Aby nie sprzeniewierzyć się ideałom Arkoni zastosowali kruczek prawny. Część z nich wystąpiła ze stowarzyszenia. Wówczas w Arkonii pozostało 14 członków, co oznaczało, że korporacja przechodzi w stan zawieszenia. Po wybuchu I wojny światowej, w 1915 r. Politechnikę, a wraz z nią Arkonię, ewakuowano do Moskwy. Trzy lata później Arkonia, choć bardzo osłabiona liczebnie, powróciła jednak do Rygi. Wieści o losach Arkonii krążyły w Moskwie bardzo różne, mówiono nawet o jej rozwiązaniu. Kilku Arkonów postanowiło więc powołać do życia w Warszawie analogiczną do ryskiej korporację Arkonia Varsoviensis. Korporacja w Rydze z zaskoczeniem przyjęła tę wiadomość. Po dyskusjach postanowiła jednak przenieść siedzibę z Rygi do Warszawy.

Korporacja zawsze dbała o swoją apolityczność, co czyni do dnia dzisiejszego, jednak sprawy Ojczyzny zawsze stawiała sobie jako cel nadrzędny. Arkoni brali udział w wojnie bolszewickiej 1920 r., a podczas przewrotu majowego stanęli w obronie Konstytucji. W 1939 r. Arkonia zawiesiła działalność, zaś na wszystkich członków nałożyła obowiązek wstąpienia do wojska. W walkach na froncie, w Katyniu, Oświęcimiu i getcie warszawskim zginęło 66 Arkonów, w Powstaniu Warszawskim - 14.

W okresie komunistycznym władza ludowa represjonowała Arkonów pod fałszywymi oskarżeniami kolaboracji z Niemcami. Wielu Arkonów osadzono w więzieniach, W tym czasie największe środowisko arkońskie powstało na emigracji w Londynie.

W 90. rocznicę powstania Arkonii, w 1969 r., wmurowano w kościele św. Marcina w Warszawie tablicę poświęconą poległym i pomordowanym Arkonom. Można ją oglądać do dziś, pod wydobytym z gruzów kościoła krucyfiksem, po prawej stronie głównej nawy.

Arkonia reaktywowała się po przemianach Okrągłego Stołu, najpierw w 1990 r. jako stowarzyszenie, a sześć lat później jako korporacja akademicka. Pamiętam z tamtego czasu ogromną żywiołowość - opowiada Maciek Stanecki, dawny Arkon, dziś filister.

- Wybieraliśmy się w Polskę, chcieliśmy razem spędzać wakacje. Z tego wszystkiego powstał zapał do nadania spotkaniom trwałej formy, odtworzenia tradycyjnego korporacyjnego samokształcenia, wychowywania przez przykład, działalności społecznej. Powstała organizacja. Po około 2 tatach było nas już około 20. Wówczas ze Stowarzyszenia Arkonia oddzieliła się młoda korporacja, która zarejestrowała się w sądzie. Z mojego liceum Reytana w Arkonii było kilkunastu kolegów. Z jednego rocznika było nas czterech, a potem co roku każdy wprowadzał kolejną osobę. Wówczas skupialiśmy się na działalności towarzysko-samokształceniowej. Sami przygotowywaliśmy referaty na tematy kierunków swoich studiów czy związane ze swoimi zainteresowaniami. Zapraszaliśmy też znane osobistości - wspomina Maciej Stanecki.

Goście, fuksy i barwiarze

Do Arkonii się nie wstępuje, ale jest się do niej przyjmowanym. Trzeba mieć jednak do tego pewne predyspozycje: patriotyczną postawę, odpowiedni poziom etyczny, intelektualny i kulturalny. Kandydatów Arkoni wyszukują wśród kolegów ze szkoły, z uczelni, z pracy. Obecny prezes Arkonii Andrzej Szeptycki trafił tu przez grupę znajomych z Klubu Inteligencji Katolickiej i z liceum im. Reytana. Wojciech Klata - przez przyjaciół ze studiów.

- Na początku jest się tu gościem i w przenośni i w znaczeniu dosłownym - opowiadają.

- Przez pierwszych kilka tygodni zupełna obcość. Obce twarze i język, którego się nie rozumie - opowiada Wojtek. - Przyjemniejszym elementem był brak obowiązków, mniej przyjemnym - uczestnictwo w wykładach. Te znosiłem, ponieważ siedzieli przy mnie najbliżsi przyjaciele - żartuje Wojtek. Po około dwóch miesiącach wiadomo, czy dana osoba zainteresowana jest działalnością Arkonii, a także czy korporacja zainteresowana jest kandydatem. Danym rocznikiem, zwanym cetusem, opiekuje się olderman. Pierwszy egzamin na tzw. fuksa, to rozmowa. Pytania dotyczą postaw moralnych, hipotetycznych sytuacji mających sprawdzić jak kandydat zachowa się w przyszłości. Arkoni niezbyt chętnie opowiadają jednak o szczegółach tej rozmowy, gdyż jest ona objęta tajemnicą.

Czas “fuksowania“ to okres bardziej pracowity, od tego, gdy się było gościem. Na balu Arkonii fuksy mają obowiązek dbać o gości, w szczególności o to, aby żadna kobieta w czasie tańca nie stała samotnie pod ścianą. Fuks bierze udział w sprzątaniu kwatery, jeśli trzeba to również w remoncie.

Niektórzy obserwatorzy z zewnątrz porównują fuksowanie do wojskowej fali. Wojciech Klata neguje te opinie i nieco wzdycha za tamtym “beztroskim“ czasem. Jako barwiarz - pełnoprawny członek Arkonii - chętnie zamieniłby się z jakimś fuksem na pewien czas rolami. Wojek, absolwent socjologii tłumaczy, że praca nie tylko łączy Arkonów, ale także powoduje, że lepiej poznają oni dzięki niej korporację, a wreszcie zaczynają się w niej czuć jak u siebie. Jednym z zadań fuksów jest odwiedzanie filistrów - starszych członków Arkonii, i roznoszenie zaproszeń na uroczystości odbywające się w rocznicę założenia korporacji. Te odwiedziny to jednocześnie okazja do poznawania się, porozmawiania z sędziwymi, niekiedy zasłużonymi dla Polski, filistrami.

Fuksowanie kończy egzamin na barwiarza. Zależnie od przekroju grupy, organizowane są kursy przygotowujące. Jeśli wśród fuksów jest mniej humanistów, a więcej umysłów ścisłych, organizowane są zajęcia np. z historii Polski. Niezależnie od tego egzamin jest dużym przeżyciem.

- Należę do osób opanowanych. Kiedy jednak wyszedłem z egzaminu o mało nie wpadłem pod tramwaj - mówi Wojtek.

Egzamin to tym większe przeżycie, że zdaje się go przed starszymi kolegami i filistrami, których dobrze się zna. Komisja w drodze głosowania orzeka czy kandydat zdał. Zdarza się czasami egzaminowa poprawka.

Barwiarz to pełnoprawny członek korporacji, który musi wykazywać się odpowiedzialnością i przyjąć funkcje, które nałoży na niego korporacja. Może to być np. funkcja oldermana - wychowawcy fuksów. Arkoni starają się aktywnie działać w samorządach studenckich. Obowiązkowe spotkania barwiarzy odbywają się raz w tygodniu. Arkoni przywiązują dużą wagę do samokształcenia. Członkowie przygotowują wykłady z dziedziny nauki, którą się zajmują. Na tzw. spotkania zewnętrzne, otwarte dla osób spoza korporacji zapraszane są znane osobistości, takie jak np. Ryszard Kapuściński, prof. Adam Strzebosz, prof. Franciszek Starowieyski. Poza tym Arkoni spotykają się na tzw. “knajpach“, czyli spotkaniach moralnych. Przy piwie opowiada się różne wesołe historie i choć atmosfera jest luźna, to porządek musi być zachowany.

Jak na Zawiszy

Pielęgnowanie przyjaźni i podtrzymywanie więzów z filistrami ma w Arkonii duże znaczenie. Dlatego tez korporacja nie zabiega o dużą liczbę członków - maksimum to 60-100 osób. Na Arkonach można za to polegać jak na Zawiszy. Arkoni wspominają opowieść córki jednego z przedwojennych filistrów: kiedy spłonęło w nocy ich mieszkanie, już wczesnym rankiem zjawiło się trzech Arkonów z zebraną gotówką. Dzisiaj członkowie korporacji najczęściej pomagają sobie przy przeprowadzkach oraz remontach mieszkań. Ale nie tylko. - Kiedy wyjechałem na stypendium do Paryża - wspomina Andrzej Szeptycki - nie musiałem martwić się o mamę, która akurat trafiła do szpitala; lekarz z Arkonii dzwonił do mnie co pewien czas z informacjami, a ja mogłem spokojniej siedzieć w czytelni nad książkami - mówi z rozrzewnieniem. Za granicą w domach arkońskich można poczuć się jak u siebie. Drzwi domu Arkona czy filistra stoją otworem.

Bale i komersze

Arkonia to rzetelna praca, ale kiedy przyjdzie czas, to także dobra zabawa. Koniecznym elementem wychowania fuksów jest nauka tańca. Każdy Arkon musi znać poloneza i walca wiedeńskiego. Może się również nauczyć walca angielskiego i tanga. Co roku odbywa się wieczornica, czyli bal na małą skalę, w którym uczestniczy ok. 100-150 osób z Arkonii oraz ich przyjaciół i znajomych. W pierwszą lub drugą sobotę po Świętach Wielkanocnych prawdziwy Bal gromadzi 400 osób. Przychodzą wówczas filistrzy z żonami i rodzinami. Zapraszani są rektorzy warszawskich uczelni, ambasador Łotwy (Arkonia powstała wszak w Rydze) oraz inni ważni goście. Bal jest największą i najprzyjemniejszą imprezą w ciągu roku. Nad jego organizacją pracuje przez 12 miesięcy specjalnie wyznaczony Arkon.

Raz do roku w rocznicę powstania Arkonii, tj. w trzeci weekend maja odbywa się ponadto komersz. W sobotę po południu w kościele św. Marcina celebrowana jest uroczysta Msza św. Następnego dnia odbywa się uroczyste zebranie wszystkich Arkonów, połączone z biesiadą, którą urozmaicają różne konkursy, pieśni itp. Niektórzy członkowie Arkonii kończą się świętowanie dopiero następnego dnia rano.

Maciej Stanecki, filister pracujący w Telewizji Puls, określa Arkonię jednym zdaniem - jest wychowawcą postaw społecznych. Nie sposób zapomnieć nazwisk niektórych tylko Arkonów: dowódcy II Korpusu i zwycięzcy pod Monte Cassino - gen. Władysława Andersa, pierwszego biskupa gdańskiego - Edwarda O'Rourke, rektora Politechniki Warszawskiej Czesława Skotnickiego, założyciela SGGW Józefa Mikułowskiego-Pomorskiego, wicemarszałka Sejmu - Seweryna Czetwertyńskiego, rektora Akademii Medycznej i pioniera polskiej transplantologii - Jana Nielubowicza. Jakie następne nazwiska dzisiejszych fuksów, barwiarzy czy już filistrów dołączą do tej listy?

 

Irena Swierdzewska



« powrót